Jubileusz szkoły jest okazją do wspomnień, które na zawsze pozostają w naszych sercach. Czas zaciera szczegóły, ale pamięć o wydarzeniach i ludziach odradza się wraz z dźwiękiem szkolnego dzwonka. Trudno, bowiem być obojętnym wobec miejsca, w którym zostawiło się część życia.
Zespół Szkół Elektrycznych w Kielcach z okazji obchodzonego w tym roku 40- lecia szkoły, zaprasza Absolwentów, Nauczycieli, Pracowników oraz wszystkie osoby, które zetknęły się kiedyś z placówką do podzielenia się swoimi wrażeniami i wspomnieniami na temat „Elektryka”.
Poprzez niniejszą Jubileuszową Księgę Wspomnień pragniemy przypomnieć te niezwykłe chwile , bo przecież „Przeszłość to dziś” i to My tworzymy historię szkoły. Przywołajmy zdarzenia, które minęły, a przecież nadal są ważne, wrażenia , których nie sposób zapomnieć , wskrzeszmy pamięć o nas samych, bo to My stanowimy ogromną rodzinę „Elektryka”!
Czekamy na Twoje wspomnienia!
*Umieszczenie wpisu w Księdze Wspomnień jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na jego publikację.
Pan od elektrotechniki (Truśka) nazywał się Jan Przybylski.
Wojtek.
ehhh można by wrócić do tych czasów
Pozdrawiam prezes Foltyn xD
Cieszę się bardzo, że tak wspaniała wiadomość o możliwości spotkania po paru" zaledwie"latach, dotarła do mnie. Z wielką przyjemnością i honorowym obowiązkiem, postaram się przyjechać!
Dyrektora Stanisława Czernickiego wspominam z dużym sentymentem. Był ciepłym i dobrym człowiekiem, miłym starszym panem z młodzieńczym wręcz usposobieniem i takim samym zapałem do pracy. Śmialiśmy się, że skoro świt otwiera szkołę a późnym wieczorem zamyka. Czasami robił nam pobudkę telefonując w jakiejś służbowej sprawie np. o 5.30 rano zupełnie nieświadomy godziny. Sprawiał czasami wrażenie pracoholika, dla którego szkoła jest najważniejsza. Utkwiła mi też w pamięci ogromna skórzana teczka wypchana po brzegi dokumentami, którą zawsze dźwigał. Pewnie nosił w niej to, co teraz mieści się na pen drajwie. Trudno więc się dziwić, że się nie dopinała i robiła wrażenie, że się zaraz wszystko wysypie.
Przez uczniów był nazywany Dziadkiem i chyba naprawdę miał coś z dobrego dziadziusia. Dbał o rozwój młodzieży, szanował nauczycieli a przez to tworzył bardzo dobrą atmosferę w pracy. I jak każdy dobry dziadziuś był lubiany zarówno przez uczniów jak i pracowników.
Przypomnę, że były to niełatwe tzw. komunistyczne czasy, które wymuszały pewne postawy i zachowania. Dyrektor traktował te nakazy i zakazy z przymrużeniem oka niczego nam nie narzucając. Może właśnie dlatego a może ze względu na wiek i zdrowie, po dwóch latach pełnienia funkcji dyrektora Zespołu Szkół Elektrycznych odszedł na emeryturę.
Na pożegnalnym spotkaniu z gronem pedagogicznym powiedział: „To jest mój ostatni etap. Etap, który czeka każdego z was…”
Lidia Molenda
• Czterdzieści lat minęło jak jeden dzień……
W moim przypadku to już nawet czterdzieści trzy lata minęły od chwili, gdy przekroczyłam mury Technikum Mechanicznego (nasza szkoła była jeszcze w budowie), by jako nowo upieczona nauczycielka przedmiotów elektrycznych rozpocząć pracę z młodzieżą. Bez żadnego doświadczenia, żadnej praktyki i żadnego przygotowania pedagogicznego. Miałam 22 lata, byłam świeżo po studiach (technicznych, a nie pedagogicznych) i naprawdę nie wiedziałam, co mnie czeka. Rzeczywistość szkolną znałam jedynie z pozycji uczennicy i studentki, a przyszło mi stanąć po drugiej stronie katedry.
Co mnie zatem skłoniło do wyboru pedagogicznej „kariery”? Otóż, nie wyobrażałam sobie wtedy, że można nie mieć wakacji. Dopiero po jakimś czasie odkryłam, że uczyć jest fajnie.
• Trudne początki
Pierwszy rok mojej pracy wspominam jak jakiś koszmarny sen, który niestety spełniał się każdego dnia. Moi uczniowie byli niewiele młodsi, a w „wieczorówce” dużo starsi ode mnie i bardzo chętnie sprawdzali moją wiedzę oraz umiejętności dydaktyczno-wychowawcze, których dopiero się uczyłam. Zadawali mnóstwo pytań, niekoniecznie w celu poszerzenia swojej wiedzy i często zupełnie niezwiązanych z lekcją. Byli bezlitośni. Musiałam więc być bardzo dobrze przygotowana merytorycznie, żeby sprostać „wyzwaniom”. Pamiętam, że przez całe studia do żadnego egzaminu nie uczyłam się tak solidnie jak do każdej nowej lekcji. Żyjąc w stresie przez pięć dni w tygodniu nabierałam stopniowo doświadczenia. Zaczęłam poznawać zasady dydaktyki i kiedy już udało mi się pokonać strach przed uczniami, próbowałam ich czegoś nauczyć. Powoli odkryłam, jaka to ogromna satysfakcja widzieć zainteresowanie słuchaczy tym co mówię, obserwować ich rozwój i radość z pokonywanych trudności.
I tak oto, po odkryciu w sobie belfra, zaczęła mi się podobać misja bycia nauczycielem. Oczywiście, to co mnie najbardziej cieszyło, to wakacje. Kolejne lata nie były już takie traumatyczne, ale do dziś współczuję młodym nauczycielom, którzy zaczynają pracę.
• Trochę refleksji
Przy okazji spotkań po latach, zjazdów czy jubileuszy odżywają w nas wspomnienia. Do czasów szkolnych wracamy pamięcią szczególnie chętnie, bo to przecież najprzyjemniejszy okres naszego życia. Przypominamy sobie nauczycieli, kolegów, zabawne klasowe zdarzenia. Ja też czasem uśmiecham się do swoich wspomnień myśląc o wielu wspaniałych ludziach, których miałam szczęście spotkać na swojej szkolnej drodze. Nie tylko razem pracowaliśmy, ale lubiliśmy ze sobą przebywać również poza szkołą. Spotykaliśmy się prywatnie, towarzysko, rodzinnie. Zawiązały się przyjaźnie, które przetrwały do dziś i które bardzo sobie cenię.
Z niegasnącym sentymentem wspominam pierwszą dyrektorską ekipę naszej szkoły. Dyrektorem- założycielem Zespołu Szkół Elektrycznych był niezwykle ciepły i dobry człowiek, magister matematyki, Stanisław Czernicki. Uczniowie dali mu przydomek „Dziadek” i chyba naprawdę miał coś z dobrego dziadziusia, bo choć był wymagający, potrafił zadbać o bardzo dobrą atmosferę w pracy. Zastępcy dyrektora – Amelia Rozborska, Stefan Tyszkiewicz i Jerzy Pękala tworzyli zgrany, lubiany przez nauczycieli i młodzież zespół. Przypomnę, że były to niełatwe, tzw. komunistyczne czasy, które wymuszały pewne postawy i zachowania. Na szczęście nie były nam one narzucane. Dzięki ówczesnej dyrekcji nasza szkoła była przede wszystkim miejscem, gdzie uczniowie mogli się rozwijać a nauczyciele spokojnie pracować. Mieliśmy też wtedy wspaniałych uczniów, którzy po trudach egzaminów wstępnych wiedzieli, po co przyszli do szkoły, pilnie pracowali i odnosili sukcesy. Podziwiałam ich pracowitość i młodzieńczy entuzjazm. Uczyć ich to była wielka przyjemność.
• I co dalej…
I tak rok za rokiem, mijały kolejne lata i kolejne wakacje. Sporo się w szkole zmieniło, a ja się bardzo cieszę, że wciąż tu jestem i robię to, co lubię. Zmieniło się też to, że teraz czekam nie tylko na wakacje, ale również na pierwszy dzwonek w nowym roku szkolnym. Praca z młodzieżą daje mi nadal wiele satysfakcji.
Pozdrawiam wszystkich naszych absolwentów i zachęcam do podzielenia się swoimi szkolnymi wspomnieniami. Jak śpiewają Skaldowie, wspomnienia są zawsze bez wad…
Lidia Molenda