Jest Pan wieloletnim pracownikiem Zespołu Szkół Elektrycznych w Kielcach. Jak to się stało, że rozpoczął Pan pracę w ZSE? Czy od początku była to chęć pozostania nauczycielem?
J.G. W pierwszych dniach lipca 1975 roku wieczorem stałem na poboczu drogi Busko-Kielce w Lisowie i próbowałem zatrzymać przejeżdżające samochody, aby dojechać do Kielc. Nie czekałem długo, wkrótce zatrzymał się Fiat 126 P, w środku siedzieli dwaj moi koledzy z technikum Marek i Bogdan. Nie widzieliśmy się sześć lat. Kiedy zapytali co tu robię, opowiedziałem im o studiach, służbie wojskowej, pracy w Przedsiębiorstwie Elektryfikacji i Technicznej Obsługi Rolnictwa. „Co tu będziesz chodził po polach”- powiedział mi Bogdan. „Mój ojciec uruchamia w Kielcach od 1 września dużą szkołę elektryczną, a właściwie Zespół Szkół Elektrycznych. Na pewno cię przyjmie, ponieważ potrzebuje młodych inżynierów”. Nie odpowiedziałem twierdząco, chociaż myśl o zmianie pracy chodziła już z mną od jakiegoś czasu. Nie myślałem jednak nigdy o tym, żeby zostać nauczycielem. Na początku sierpnia odważyłem się i postanowiłem porozmawiać z dyrektorem szkoły Stanisławem Czernickim. Dyrektor przyjął mnie w swoim gabinecie, który mieścił się w małym pokoiku w bloku warsztatów szkolnych. Był bardzo bezpośredni, zapytał mnie o zawód, gdzie pracuję i ile zarabiam. „Jak chcesz zarabiać więcej to muszę ci dać 10 godzin nadliczbowych, ale dam ci 12, bo tak mi pasuje”. Pracowało się wtedy sześć dni w tygodni, a etat wynosił 18 godzin. Jeszcze tego samego dnia poszedłem do mojego szefa w zakładzie, w którym pracowałem, żeby powiedzieć, że odchodzę.
Jak Pan wspomina początki swoje pracy? Jakich przedmiotów Pan uczył?
J.G. Od dyrektora Czernickiego dostałem dwie książki „Miernictwo elektryczne” i „Materiałoznawstwo elektryczne” i tych przedmiotów miałem uczyć od 1 września. Nie pamiętam ani rady pedagogicznej, ani uroczystego rozpoczęcia roku szkolnego. Pamiętam tłok przy rozkładzie zajęć, który leżał na stole w pokoju nauczycielskim. Wszyscy odpisywali z niego swoje tygodniowe rozkłady zajęć. Szkoła była czynna od godz. 7 do późnego wieczora. Po godzinie 15 naukę rozpoczynali uczniowie technikum wieczorowego i szkoły pomaturalnej. W nowej szkole bardzo szybko nawiązywaliśmy stosunki koleżeńskie, a czasami nawet przyjaźnie. W czasie przerw wszyscy schodzili do pokoju nauczycielskiego. Nie pamiętam, aby były wyznaczane jakieś dyżury. Ciekawym doświadczeniem dla mnie było spotkanie z moimi dawnymi nauczycielami, dla których stałem się teraz młodszym kolegą. Dyrektor Czernicki bardzo dbał o to, żeby nowa szkoła wyróżniała się wśród innych szkół średnich w Kielcach. Pamiętam organizowane wystawy sprzętu technicznego i spotkania z różnymi osobistościami ze środowiska Kielc.
Czy ma Pan jakieś szczególne wspomnienia z dawnych lat?
J.G. W mojej pamięci pozostanie na zawsze sposób w jaki uczniowie klas maturalnych przygotowywali się do zabawy studniówkowej. W okresie poprzedzającym studniówkę, całe grupy uczniów ciągle zwalniały się z zajęć. Przygotowywali program artystyczny, dekorowali salę całymi dniami. Sama studniówka była już tylko dopełnieniem poczynionych wcześniej przygotowań.
Czy od 1975 roku cały czas Pan uczy w szkole?
J.G. Początkowa fascynacja uczeniem młodzieży stopniowo topniała i po trzech latach pracy odszedłem ze szkoły, by pełnić funkcję głównego mechanika w przedsiębiorstwie. Byłem odpowiedzialny za inwestycje i remonty. Do Zespołu Szkół Elektrycznych wróciłem po 15 latach w roku 1993. Nie był to dla mnie rok łatwy. Złamałem sobie nogę i trzy miesiące leżałem w gipsie, a mój zakład pracy został rozwiązany. I tak jak wtedy w Lisowie zadecydował przypadek. Mój syn Paweł za namową mojej żony złożył podanie o przyjęcie do klasy elektronicznej. Miał być przyjęty bez egzaminu, ponieważ był laureatem olimpiady matematycznej i fizycznej, ale dyplomy się gdzieś zawieruszyły i podczas wyjaśniania zaistniałej sytuacji, okazało się, że dyplomy są, a dyrektor Marian Krala zna mnie osobiście. „Jesteś Paweł przyjęty- powiedział dyrektor – a i z ojcem chętnie porozmawiam, bo jest mi potrzebny nauczyciel do prowadzenia pracowni elektrycznej”. I tak to się ponownie zaczęło i trwa do dziś.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy pozostania w naszym gronie jak najdłużej. (M.D., M.S.T.)